Jakiś czas temu koleżanka zapytała mnie o historię pewnych budynków w Ostrowach Górniczych. Nie byliśmy jednak w stanie porozumieć się, o które budynki dokładnie chodzi. Opisałem więc pokrótce wszystkie warte uwagi. Okazało się, że chodzi o stare bloki przy ul. Gałczyńskiego. Wyjaśnienie ich pochodzenia sprawiło mi frajdę i dało trochę satysfakcji, stąd pomysł na niniejszy wpis ;).
Na wstępie warto wiedzieć, że Ostrowy Górnicze nosiły do 1945r. nazwę „Niemce”. Jej zmiana akurat w tym roku, nie była symbolicznym zrzuceniem jarzma zaborczej, rozbiorowej, czy wojennej germanizacji. „Niemce” bowiem odnajdujemy już na mapie województwa krakowskiego z okresu Sejmu Wielkiego tj. 1788-92. Jest to więc nazwa stara, zaczerpnięta zapewne od osadników niemieckich, ten teren wówczas i wcześniej zamieszkujących.
Lata Sejmu Wielkiego aż do początku XIXw. były bardzo niespokojne, naznaczone wieloma przemianami politycznymi, szczególnie na ziemiach dawnego województwa krakowskiego. Nie da się ukryć, że zamieszanie towarzyszące przenoszonym ciągle granicom ułatwiało rozwój przemysłu (także wydobycia) i handlu – również na obszarze dzisiejszych wschodnich dzielnic Sosnowca. Warto sprecyzować, że chodzi przede wszystkim o takie dawne wsie i osady jak: Zagórze, Sielec, Modrzejów z pobliską Niwką, Klimontów, Porąbka i w końcu Niemce. I właśnie to ich mieszkańcy pierwsi zaczęli pracować w kopalni „Feliks”, otwartej przez hrabiego Łubieńskiego w 1814r. Losy interesu z powodu pożarów i zalań były zmienne, ale na tyle trwałe, że do osady ściągać „za chlebem” zaczęli mieszkańcy całego województwa i nie tylko. Węgiel znajdowano w różnych miejscach, dlatego zazwyczaj to w bezpośrednim sąsiedztwie szybów lub odkrywek budowano prowizoryczne osiedla. W ten właśnie sposób powstały „Ostrowy”, które stopniowo „wchłonęły” Niemce. Znowu inny szyb dał początek późniejszej kopalni „Juliusz”.
Wiek XIX to także okres tworzenia pierwszych spółek akcyjnych. Jedną z nich na terenie ówczesnego Sosnowca było Warszawskie Towarzystwo Kopalń Węgla i Zakładów Hutniczych (WTKWiZH; nie mylić z Towarzystwem Kopalń i Zakładów Hutniczych Sosnowieckich 😉 – TKiZHS). W 1874r. spółka zaczęła inwestować w kopalnie węgla na terenach które znamy jako wieś Porąbka i osada Niemce. Kształtujące się w XIX wieku nauki zarządzania, i co tu dużo mówić odmienne podejście społeczne do robotników, nakazywały spółce troszczyć się o ich byt. Przy okazji zabezpieczając sprawność wydobycia. Środkiem służącym temu celowi była budowa kompleksu mieszkaniowego tzw. osiedla patronackiego.
Jedno z takich osiedli (w Sosnowcu jest ich o wiele więcej) powstało właśnie w Niemcach. Składa się na nie kompleks budynków różnego przeznaczenia, co literatura przedmiotu podaje jako jego zasadniczy wyróżnik. Najwcześniej, bo na w latach 1875-1900 powstały wspomniane na początku bloki mieszkaniowe przy ulicy Gałczyńskiego. W 1900 roku zakończono prace nad szkołą powszechną z domem nauczycielskim przy ul. Starzyńskiego (w którym miałem przyjemność mieszkać w latach 1989-1994), szpitalem oraz willą dyrektorską przy ul. Gałczyńskiego. Z 1903r. pochodzi natomiast duża, duża, duża 😉 gospoda przy ul. Klubowej (obecnie szkółka roślin „Alicja”, kiedyś miejsce rozrywki i wypoczynku górników oraz lokalnych mieszkańców), a rok później powstało ambulatorium obok szpitala przy ul. Gałczyńskiego. Ostatnie oddano do użytku dwa budynki urzędnicze przy ul. Klubowej 1 i 3 – w roku 1924. Ponadto przy ul. Obwodowej znajduje się jeszcze jeden spory budynek, którego daty powstania nie zdołałem odnaleźć. Pełnił on funkcję siedziby dyrekcji WTKWiZH.
Naturalnie w Sosnowcu działała masa przedsiębiorstw od kopalń po przędzalnie. Każde z nich fundowało osiedle patronackie, dlatego przykładów takich zespołów jest w naszym mieście mnóstwo! To że ich nie dostrzegamy bierze się chyba tylko z tego, że dzieje jak dramatycznie burzliwe były, tak są nadal. W ciągu 100 lat z osad i wsi powstało miasto, które jeśli nie będzie mieć z czego żyć to uschnie, bez względu na to ile pięknych zabytków będzie posiadać. Często pochopna i nieprzemyślana likwidacja kopalń i zakładów, do której walnie przyczyniło się małżeństwo Buzków, wywoływała lawinę konsekwencji. Jednymi z nich są popadanie w ruinę budynków, których upadający zakład nie ma jak utrzymać, często sprzedaż za bezcen, a później samowola w stanowieniu o charakterze i zagospodarowaniu naszego lokalnego, zagłębiowskiego dziedzictwa. Nie piszę o tym dlatego, że uwielbiam rozpamiętywać stare dzieje. Piszę po to, żebyśmy pamiętali i szanowali własne dziedzictwo. Tylko w ten sposób możemy marzyć o lepszej przyszłości.
Kopalnie, zakłady zamknięto, a osiedla patronackie zostały – os. Ludmiła, Maczki, nasze os. Juliusz także. Tutaj pozostałością WTKWiZH jest willa dyrektorska przy ul. Czołgistów i ostatnie zachowane ruiny starej zabudowy Juliusza w pobliżu kościoła. Młodzi ludzie nie zdają sobie sprawy, że jeszcze w latach 70. w Osiedlu dominowały właśnie takie domy. Może uda się tym budynkom dotrwać do czasów, kiedy odda im się należną cześć, remontując, i choćby w niewielkim stopniu nadając ‚funkcje publiczne’, służące mieszkańcom Juliusza. I może udałoby się w tym celu wykorzystać sosnowiecki budżet obywatelski?
Pomysły, które wczoraj wydawałyby się abstrakcją, jutro mogą zyskać całkiem realne kształty. Budynki są świadkami historii. Dzisiaj patrzą jak zamyka się ich Matkę, bo to dzięki niej zostały wybudowane. Tylko od nas zależy jak zagospodarujemy jej pozostałości.
Ze specjalną dedykacją dla Koleżanki M. Sobczyk,
z wyrazami szacunku
J.P.P. Śmiglewicz
❤